Floyd Mayweather - Oscar De La Hoya (2007-05-05)
|
10-01-2014, 08:56 PM
Post: #56
|
|||
|
|||
RE: Floyd Mayweather - Oscar De La Hoya (2007-05-05)
(10-01-2014 07:40 PM)Gogolius napisał(a): Z mojej strony (osoby ktora tu jako jedyna chyba wrzucila karte na ktorej Floyd nie wygrywa choc walke widzialem jeszcze dwa razy po tym i wychodzilo mi 115:113 i 116:112 dla FMJ) to jak sie juz opierasz na ciosach celnych to czemu teraz nie odliczyc ciosow niecelnych/nie punktowac unikow i blokow? Gogolius Raz-Floyd, zadal wiecej celnych niz Oscar Dwa-nawet jakby Oscar trafil wiecej, czy to cos znaczy? Przeciez kazda runda, to jest jakby osobna walka.. w jednaj z rund Hoya mogl trafic 100 ciosow, a pieciu kolejnych Floyd mogl wygrywac minimalnie, i choc ciosow trafionych w dalszym ciagu "Zloty" mialby duzo wiecej, to i tak pozostale rundy zabieralby Floyd. Trzy-widzialem(kazdy z nas widzial) wiele rund, gdzie jeden trafil-nawet- wyraznie wiecej, a odlslone i tak zdecydowanie wygrywal ten drugi, bo jego uderzenia mialy duzo lepsza wymowe. Cztery-moze byc tez tak(wymyslony przyklad) , ze zawodnik X przez 2min 50sek gania po ringu zawodnika Y trafiajac go tylko 2 ciosami, a ten ktory uciaka na sam koniec wyprowadza serie 4 ciosow gdzie kazdy dochodzi... komu dac runde? Temu co mial non stop przewage i narzucil swoj styl(nawet mimo slabej skutecznosci), czy temu ktory przez cala odlsone byl na wstecznym i nie mial nic do powiedzenia, a w ostatnich kilku sek. wystrzeli cztery lewe proste? Dla mnie, taka runda jest zdecydowanie dla zawodnika X, bo to jest boks zawodowy, a nie amatorka. W sumie co za roznica kto wiecej trafil, a kto mniej? Jak wpadnie tu wiadoma osoba, ktory napisze wprost... walka ustawiona, dogadali sie bo wygladali jakby wyszli spod prysznica. Argument, ze sie dogadali, bo na twarzy nie byli porozbijani, albo ze Oscar prul specjalnie powietrze to jest szczyt wszystkiego. |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości