Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 2 Głosów - 5 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Chris Byrd - zapomniany mistrz
26-02-2014, 02:36 PM
Post: #1
Chris Byrd - zapomniany mistrz
Bohater kolejnego odcinka mojej serii wspominającej byłych przedstawicieli wagi ciężkiej udowodnił, że nie trzeba mieć nokautującego ciosu, góry mięśni i siły bizona by zdobyć pas i zapisać się w historii wagi ciężkiej - technika, szybkosć, spryt - z tego słynął i dzięki temu zwyciężał Chris Byrd.

[Obrazek: Boxers-Pages~Chris-Byrd~Chris-Byrd~~element189.jpg]

Amerykanin na świat przyszedł 15 sierpnia 1970 roku w mieście Flint w stanie Michigan.
Chris Byrd ma za sobą nie tylko bogatą karierę zawodową ale i w amatorskich zmaganiach ma się czym pochwalić. W sumie to był on skazany na boks. Dwóch jego braci a także siostra mają za sobą przygodę z boksem. Pierwsze bokserskie kroki młody Chris stawiał w akademii swojego ojca...
W roku 1989 został amatorskim mistrzem Stanów Zjednoczonych w kategorii półśredniej. Dwa lata poźniej zdobył ten sam tytuł w kategorii średniej by w roku 1992 ponownie zostać najlepszym średnim w USA. W roku 1992 wygrał również Puchar Kanady pokonując po drodze Justina Crawforda, Joe Laryea oraz Igora Anashkina. Wszystkich trzech rywali pokonał na punkty.
Rok 1992 w ogóle był dla Chrisa zdecydowanie najbardziej udanym w karierze amatorskiej. To właśnie w tym roku Byrd wystąpił na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie zdobywając srebrny medal w kategorii średniej. W finale lepszy od Chrisa okazał się reprezentant Kuby Ariel Hernandez. Na tych samych Igrzyskach rywalizowało wielu późniejszych znakomitych zawodowców jak Oscar De La Hoya, David Tua, Vernon Forrest czy Montell Griffin.

Po tak udanej karierze amatorskiej zakończonej z liczbą 275 zwycięstw naturalną koleją rzeczy było przejście na zawodowstwo.
Pierwsze trzy zawodowe walki (debiutował 28 stycznia 1993 roku) "Rapid Fire" Chris stoczył wnosząc na wagę od 76,7 kg do 87,5 kg. Dopiero w czwartym zawodowym starciu zaboksował jako "ciężki". Po 13 kolejnych zwycięstwach z mało wymagającymi rywalami na drodze Chrisa stanął doświadczony Phil Jackson który odbudowywał swoją pozycję po porażce w walce o pas WBC gdzie poległ z Lennoxem Lewisem. Do walki tej doszło 21 listopada 1995 roku. Po 12 rundowym pojedynku sędziowie zgodnie wypunktowali wysokie zwycięstwo Byrda któryt przy okazji zdobył pierwszy pas w zawodowej karierze. Było to trofeum peryferyjnej federacji WBU.
Kariera Chrisa powoli nabierała rozpędu. Walki z doświadczonymi Lionelem Butlerem czy Uriahem Grantem pozwalały Chrisowi zdobywać cenne doświadczenie i wciąż się rozwijać. Słynący ze znakomitej techniki i śliskiego stylu opartego na efektownym balansie, dużej ilości ciosów bitych z bliska i dużej ruchliwości boksujący z pozycji mańkuta Byrd sukcesywnie piął się w rankingach i pracował na swoje nazwisko. Amerykanin nie posiadał może nokautującego ciosu ale nie przeszkadzało mu to odnosić kolejnych zwycięstw a swoim sprytem, szybkością i refleksem wielu rywali doprowadzał do stanu bezradności. W jednym z wywiadów mówił o sobie :
- Mam niewygodny styl, taki talent dostałem od Boga. Nie jestem prawdziwym ciężkim ale jestem dla tych wielkich facetów prawdziwym testem - oni często nie wiedzą jak go rozwiązać. Nawet gdy dostaję silny cios od wielkiego faceta to nie poddaję się , nie uciekam. Jestem wojownikiem.

[Obrazek: 0.jpg]

Po serii zwycięstw z doświadczonymi i szanowanymi journeyman'ami (Ross Purrity, Jimmy Thunder) oraz wysoko mierzącymi prospektami (Elieser Castillo) legitymujący się bilansem 26-0 efektownie boksujący Byrd zmierzył się ze wschodzącą gwiazdą wagi ciężkiej - potężnie bijącym Nigeryjczykiem Ike'm Ibeabuchim. Walka transmitowana przez telewizję HBO odbyła się 20 marca 1999 roku w Waszyngtonie. Ibeabuchi podobnie jak Byrd był wówczas niepokonany i aż 14 z 19 dotychczasowych pojedynków kończył przed czasem. Dużym atutem Nigeryjczyka były też warunki fizyczne. Potężnie zbudowany Ike wniósł na wagę aż 16 kilogramów więcej niż wywodzący się z niższych kategorii Byrd. Walka rozpoczęła się od rozpoznawczej rundy w której nie działo się zbyt wiele - klasyczne badanie terenu, z każdą odsłoną jednak Ibeabuchi podkręcał poziom agresji i coraz bardziej uaktywniał się w ofensywie. Wielu z wyprowadzanych przez Ike'a ciosów Byrd zdołał unkinąć lecz nie był w stanie szybkimi kontrami z bliska zastopować zapędów rywala - jego uderzenia były zbyt słabe i nie robiły na Nigeryjczyku większego wrażenia. Ike zyskiwał coraz większą przewagę, spychał do lin by w rundzie 5 wystrzelić straszliwym lewym z bliska po którym Byrd padł na deski będąc wyraźnie "naruszonym". Chris zdołał jednak szybko się podnieść a sędzia wznowił walkę - po chwili niesłusznie wyliczając Byrda po raz drugi. Po kolejnym wznowieniu Ibeabuchi rzucił się na Chrisa z serią silnych ciosów z których żaden jednak nie zrobił Amerykaninowi większej krzywdy - wszystko wskazywało na to, że Byrd dotrwa do gongu. Niestety dla niego sędzia przerwał walkę na trzy sekundy przed końcem rundy. W mojej opinii trochę sie pospieszył... Kto mógł wówczas przypuszczać, że będzie to ostatnia walka w karierze Ibeabuchi'ego?

[Obrazek: 351070_m600.jpg]

Po tej dotkliwej porażce Chris nie zamierzał długo się regenerować, robić sobie przerw itd. Wrócił na ring niecałe trzy miesiące później wygranym pojedynkiem z Johnem Sargentem a do końca roku dołożył jeszcze dwa kolejne zwycięstwa.
Na początku roku 2000 "Rapid Fire" pokonał przez TKO w rundzie 10 Davida Washingtona. Kilka miesięcy później nieoczekiwanie stanął przed największym wyzwaniem w dotychczasowej karierze - szansą zdobycia pasa WBO wagi ciężkiej znajdującego się w posiadaniu Vitalija Kliczko. Propozycję walki Chris otrzymał w niedługim czasie przed jej terminem w zastępstwie Donovana Ruddocka. Zdając sobie sprawę z okazji do zarobienia dobrych pieniędzy i szansy zdobycia mistrzowskiego pasa Chris przyjął wyzwanie...
Walka odbyła się 1 kwietnia 2000 roku w Berlinie. Kliczko bronił tytułu po raz trzeci a zdobył pas pokonując Herbie Hide'a.
Mający przewagę 18 cm wzrostu i 13 cm zasięgu Ukrainiec w pierwszych odsłonach walki kontrolował pojedynek. Trzymał Byrda na dystans długim lewym prostym, dokładał silne uderzenia z prawej ręki i prowadził walkę. Pierwszą naprawdę udaną rundą dla Byrda która zapoczątkowała serię zaskakujących zdarzeń była runda 5. W kolejnych starciach Byrd zwiększał aktywność w ataku, dobrze balansował a ciosy które dochodziły do jego głowy nie robiły na nim większego wrażenia. Byrd z każdą kolejną rundą podkręcał tempo i gonił Ukraińca po ringu. Nieoczekiwany przebieg zdarzeń miał swój finał przed rundą 10. Wówczas to Ukrainiec zrezygnował z kontynuowania walki argumentując się kontuzją barku... Nieco mnie to zdziwiło bo jeszcze w rundzie 8 jak i 9 swobodnie bił zarówno lewą jak i prawą ręką. Sędzia zasygnalizował przerwanie pojedynku a Byrd oszalał z radości. Pas mistrza świata WBO wrócił z nim do Ameryki!

Opromieniony zwycięstwem Byrd do Niemiec zawitał ponownie pół roku później - pierwsza obrona pasa i pojedynek z bratem Vitalija - młodszym Władimirem który miał na swoim koncie wówczas jedną porażkę - z Rossem Purritym. Kolejne zmaganie się z rywalem górującym warunkami fizycznymi - Byrd musiał wiedzieć co go czeka. Czy dobrze się przygotował na starcie z drugim z braci?
Walka ta miała dość jednostronny przebieg. Silniejszy fizycznie Ukrainiec na dystansie 12 rund mocno sponiewierał mistrza rzucając go dwukrotnie na deski, solidnie obijając i wybijając z głowy marzenia o zachowaniu pasa. Byrd nie był w stanie skutecznie bronić się przed dobrym jabem Władimira. Nie zabrakło również silnych ciosów z prawej ręki. Chris Byrd został solidnie zbity i stracił swój pas już w pierwszej obronie.

[Obrazek: boxingbyrd,0.jpg]

Chris szybko wrócił na zwycięską ścieżkę - pokonał kolejno Davida Veddera, Maurice'a Harrisa (znakomita walka i znakomita postawa Byrda - jedna z jego najlepszych walk w mojej opinii), silnego i szanowanego Davida Tuę (pokaz boksu Byrda w dodatku wygrany eliminator IBF) oraz Jeffa Peguesa.
Kwestią czasu było otrzymanie szansy zawalczenia o kolejny pas mistrza świata. Tym razem Chris za cel wyznaczył sobie trofeum federacji IBF. Jego rywalem w walce o wakujący pas był legendarny Evander Holyfield. Do walki doszło 14 grudnia 2002 roku w Atlantic City podczas gali organizowanej przez Dona Kinga a transmitowanej przez telewizję HBO. Świetnie przygotowany Byrd kontynuował znakomitą ringową postawę z poprzednich walk. Operując dobrze jabem neutralizował poczynania 40 letniego Holyfielda. Evander nie był w stanie namierzyć Chrisa, wprawdzie starał się być aktywny i narzucić własne tempo to niestety dla niego ciosów celnych było jak na lekarstwo. Po 12 rundach sędziowie słusznie ogłosili wyraźne punktowe zwycięstwo Byrda który po raz drugi w karierze został mistrzem świata królewskiej kategorii.

Tytuł ten Byrd piastował przez prawie 3,5 roku. Obronił się przed pretendentami w tym czasie czterokrotnie.
Pierwszym który próbował zabrać Chrisowi pas był zawsze solidny Fres Oquendo. Walka odbyła się 20 września 2003 roku i miała dość wyrównany przebieg a wynik do końca pozostawał sprawą otwartą. Po dosyć niemrawym widowisku sędziowie wskazali zwycięstwo Byrda co wielu ekspertów uznało za wynik dyskusyjny. Byrd po walce mówił :
- Zmieniłem dziś trochę swój styl. Starałem się być bardziej agresywny, szukałem walki. Przecież mógłbym stanąć w narożniku i bić go cały dzień... Chciałem pokazać ludziom, że mogę walczyć idąc do przodu. Żona po walce mocno mnie skrytykowała, pytała czemu to robiłem. To nie był typowy Chris Byrd.

Kolejna obrona Chrisa cieszyła się w Polsce ogromnym zainteresowaniem. Wszystko z powodu tego, że to właśnie reprezentant Polski - Andrzej Gołota - stanął przed drugą szansą zdobycia mistrzowskiego pasa. Pojedynek odbył się podczas gali organizowanej przez Dona Kinga w słynnej Madison Square Garden. Przed walką Polak zdawał się być świadomy szansy przed jaką staje :
- Gdy Don King zaproponował mi ten pojedynek w ogóle się nie zastanawiałem. Powiedziałem : biorę!. Wiem, że to moja ostatnia szansa. Kolejnych nie będzie, będę już za stary. Byrd to świetny technik, sprytny lecz wyjdę i będę z nim walczył. Po to tu jestem.

Andrzej starał się być stroną dominującą w tej walce. Był aktywny, spychał Byrda do lin gdzie dochodziło do licznych wymian. Niestety Polak nie grzeszył precyzją w tej walce, wielu jego ciosów Byrd był w stanie unikać, wykorzystywał świetnie balans i oparty o liny efektownie się bronił. W ataku Amerykanin również prezentował się dobrze. Wiele kontrujących szybkich uderzeń dochodziło głowy Gołoty. Po 12 zaciętych rundach i dobrym widowisku sedziowie ogłosili remis. Werdykt ten przez wielu został uznany za kontrowersyjny a w Polsce wręcz za rabunek. Jak dla mnie nic z tych rzeczy nie miało miejsca a remis to było maksimum jakie za tą walkę mimo dobrej postawy mógł otrzymać nasz rodak.

[Obrazek: 300px-Chris-byrd_mccline.jpg]

Pas pozostawał więc w rękach Byrda. Chris wciąż prezentował się dobrze lecz patrząc na jego postawę w walkach z Harrisem, Tuą czy Holyfielde'm lekki regres dyspozycji był już widoczny.
Do trzeciej obrony pasa IBF przez Byrda doszło 13 listopada roku 2004 również w Madison Square Garden. Rywalem Chrisa był Jameel McCline. Potężny Amerykanin prywatnie był przyjacielem Chrisa... Żony obydwu panów obserwowały walkę siedząc obok siebie. Sam McCline przed walką przekonywał, że w ringu jednak nie będzie miejsca na sentymenty :
- To fakt. Chris jest moim przyjacielem lecz to niczego nie zmienia. Chcę zostać mistrzem świata, ciężko na to pracowałem.

Byrd również nie zamierzał podchodzić do tej walki jakoś szczególnie ze względu na osobę Jameela, emanował pewnością siebie :
- Od walki z Władimirem przestałem mysleć o tym jak boksuje mój rywal. Skupiam się tylko na sobie i na swoim stylu. Wychodzę by wygrać.

McCline słynął z tego, że w początkowej fazie walki mógł zagrozić każdemu. Tak było i w tej walce. Już w drugiej rundzie Byrd wylądował na deskach. W trzeciej odsłonie Jameel solidnie obił tułów Byrda i dominował w tym pojedynku. Chris po kiepskiej postawie w pierwszej połowie walki postanowił przyspieszyć tempo i zaczął odrabiać straty. Jameel pozostawał aktywny i agresywny lecz przestrzelił dużo ciężkich ciosów co odbierało mu energię. Druga połowa walki to już dominacja skuteczniejszego Byrda który na mojej karcie zdołał zremisować zaś na karcie dwóch sędziów punktowych nawet odrobić straty i wygrać pojedynek niejednogłośnie. Werdykt ten jak i dwa poprzednie został uznany za dyskusyjny. Walka na pewno mogła się podobać.

Cieszący się tytułem mistrza Byrd kolejną obronę stoczył 1 października roku 2005. Jego rywalem był znany z defensywnego stylu DaVarryl Williamson. Pojedynek odbył się w Reno Events Center w Nevadzie i powszechnie został uznany za jedną z najnudniejszych walk mistrzowskich w historii wagi ciężkiej. Dziwić się temu jednak nie można - wolne tempo, mało ciosów, brak wymian i emocjonujących momentów. Fani na trybunach nie zamierzali ukrywać swego zażenowania. Po 12 nudnych rundach zwycięzcą ogłoszono Byrda.

Piąta obrona pasa to kolejna wizyta w Niemczech i rewanżowa walka z Władimirem Kliczko. Niestety data 22 kwietnia roku 2006 nie będzie przez Chrisa mile wspominana. Kliczko dominował a walka miała jeszcze bardziej jednostronny przebieg niż ich pierwsze starcie. Wszystko skończyło się w rundzie 7. Byrd został mocno porozbijany i po czterech udanych obronach stracił swój tytuł jak się miało później okazać nigdy go już nie odzyskawszy...

Po prawie rocznej przerwie Byrd wrócił na ring pokonując Paula Marinaccio. W kolejnej walce zmierzył się z silnym Rosjaninem Alexandrem Powietkinem w turnieju eliminacyjnym federacji IBF. Po walce bez większej historii przegrał przez TKO w 11 rundzie. Był to już zmierzch tego błyskotliwego i znakomitego pięściarza. Po dwóch pojedynkach w niższych limitach wagowych Chris Byrd zakończył swoją pełną sukcesów bogatą karierę.

Prywatnie Chris Byrd jest bardzo religijnym i rodzinnym człowiekiem. Jego trenerem podczas kariery zawodowej był jego ojciec Joe Byrd z którym świetnie się dogadywał. Jego żona Tracy Byrd to bardzo urodziwa blondynka która towarzyszyła Chrisowi podczas większości jego walk zawsze bardzo emocjonalnie je przeżywając oraz udzielając mu wielu wskazówek co zawsze bardzo sobie cenił.

Chris był mistrzem w czasach bezkrólewia w wadze ciężkiej ale nie nazwałbym go na pewno przypadkowym championem. Dał kilka fajnych walk, miał nietuzinkowy styl który nie każdemu się jednak podobał i mimo braku wzrostu, siły i kilogramów potrafił się dobrze odnaleźć w najcięższej kategorii. Po zakończeniu kariery skupił się na pracy w roli eksperta bokserskiego. Jest też aktywnym użytkownikiem portalu społecznościowego twitter.

[Obrazek: images?q=tbn:ANd9GcSZ6HrOgUZARUBPDT4RLFV...mKD--0RfJQ]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
26-02-2014, 04:45 PM
Post: #2
RE: Chris Byrd - zapomniany mistrz
Byrd, to byl gosc. Nie zawsze zachwycal, ale akurat atrakcyjnosc jego potyczek zalezala w duzej mierze od stylu rywala. Kiedy przeciwnik chcial urwac mu glowe, to bylo co ogladac. Dla mnie do momentu czasowki z Ibeabuchim, to wlasnie Chris prowadzil na punkty(Lederman mial dla Nigeryjczyka), a w pierwszej rundzie, to wrecz osmieszal Ike'a, przepuszajac jego ciosy, podczas gdy sam co chwila trafial. Walke jednak widzialem dawno, wiec moge troche to wyolbrzymiac, i przekrecac fakty.Wink Potyczka gdzie Chris pokazal ta swoja wyjatkowosc, to dla mnie mecz z Tua. Przeciez to bylo-brzydko mowiac- swiniobicie. David, ktorego zawsze cenilem(choc nie tak bardzo jak wielu kibicow), wygladal w tej walce jak chodzacy worek treningowy.
Walka z McCline, to klasyk. Z pamieci, to mniej wiecej pierwsza polowa dystansu pod dyktando silniejszego McCline, ktory na swiezosci i dzieki gabarytom zdominowal Chrisa. Jednak w okolicach polmetka, to mistrz dzieki lepszej kondycji, i duzym umiejetnosciom odwrocil losy walki. Walke widzialem ze dwa razy w zyciu, a punktujac na zywo mialem jednym punktem dla Byrda.

Jako ze zawsze lubilem Chrisa, to masz + za ten tekst.Wink

[Obrazek: Putin+bitch+slaps+hillary+hillary+clinto...430740.gif]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
26-02-2014, 04:48 PM (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26-02-2014 04:48 PM przez Sander.)
Post: #3
RE: Chris Byrd - zapomniany mistrz
Też Byrda lubię i na przestrzeni ostatniego roku widziałem chyba wszystkie dostępne walki z jego udziałem.
Walka z Tuą zajebista. Z McCline'm, Gołotą też mi się podobały te walki. Miało to smak, że tak powiem. Widziałeś @BMH walkę z Mauricem Harrisem? Jak dla mnie to była naprawdę dobra walka.

I dzięki za plus Wink

[Obrazek: images?q=tbn:ANd9GcSZ6HrOgUZARUBPDT4RLFV...mKD--0RfJQ]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości